Węgry – kraj stosunkowo niewielki, ale pełen niespodzianek. Wody termalne i niezastąpiony gulasz, Budapeszt i Balaton, torty i likiery: Manuka rusza na podbój kraju Madziarów!
Zajeżdżam pociągiem do Budapesztu i żwawo wyskakuję na peron, gdzie czeka na mnie mój przyjaciel Sándor, znany smakosz i dzielny podróżnik. Planujemy trochę pozwiedzać miasto, przejechać się na wycieczkę gdzieś poza Budapeszt i koniecznie spróbować lokalnych specjałów.
Jacy są Węgrzy?
„My, Węgrzy, jesteśmy dziedzicami wielu kultur”, wyjaśnia Sándor. No tak, Madziarzy, którzy osiedlili się w tym regionie setki lat wcześniej, zetknęli się nie tylko z Turkami czy Tatarami, ale także z wpływami swoich sąsiadów: od Austriaków po Słoweńców. „Trudna historia nas zahartowała i niczego się już nie boimy”, śmieje się mój przyjaciel.
Węgrzy uważani są za naród pełen inwencji – zdobyli nagrody Nobla we wszystkich kategoriach prócz pokojowej. Mogą się pochwalić rozlicznymi wynalazkami, także takimi znanymi nam z życia codziennego: kostka Rubika to zasługa Ernő Rubika, a długopis wynalazł artysta László Bíró.
Otóż i kraina wód wszelakich
Mam wielką ochotę odwiedzić węgierską prowincję, a konkretnie tutejsze akweny. Na pierwszy ogień idzie Balaton, nazywany „węgierskim morzem”. To olbrzymie jezioro popularne jest wśród turystów z całej Europy. Oprócz wylegiwania się na plaży można tutaj też zakosztować błotnych kąpieli – Balaton to jezioro pełne mułu, a w niektórych miejscach woda jest dość mętna… „Okularki ci się tutaj nie przydadzą”, śmieje się Sándor.
Popularne uzdrowisko znajduje się też nad pobliskim jeziorem Hévíz, największym w Europie jeziorem termalnym. Dobroczynny wpływ kąpieli w Hévízie znano już w czasach rzymskich i można się nim cieszyć przez okrągły rok – w lecie woda sięga tutaj nawet 38˚C, a zimą przyjemne 24 ˚C. W sam raz coś na moje wiecznie zmarznięte kości. Z dala od mojej rodzinnej Nowej Zelandii większość miejsc wydaje mi się zimna…
Największe w Europie jezioro termalne – czyli Hévíz.
Wody termalne to zresztą węgierska specjalność, w samym Budapeszcie znajdziemy ponad setkę źródeł! Nic dziwnego, że stolica doczekała się tytułu „Miasta Spa”. Niektóre ze stołecznych przybytków sięgają czasów, w których krajem rządzili Turkowie Osmańscy. Ach, jak sobie przypomnę te łaźnie, które widziałem w Turcji…
Węgierska kuchnia
A jak nie woda termalna, to na pewno rozgrzeje mnie gulasz, narodowa węgierska potrawa. Oczywiście, odpowiednio doprawiony papryką – mamy tutaj do dyspozycji ponad tysiąc jej odmian! Trudno sobie wyobrazić ten region bez dań z papryki, a przecież to warzywo zdominowało węgierską kuchnię dopiero w połowie XIX wieku. Dziś to podstawa słynnego węgierskiego leczo, które tutaj jest po prostu potrawką z pomidorów, cebuli i papryki właśnie.
Kuchnia węgierska? Pierwsza myśl to gulasz, oczywiście!
Bliskie relacje z cesarstwem austriackim zapewniły Węgrom ważne dziedzictwo… cukiernicze, mianowicie wspaniałe torty. Jednym z nich jest tort Dobosza (Dobostorta), nazwany na cześć swego twórcy, kucharza Jázsefa Dobos. Warstwy cieniutkich biszkoptów przełożone kremem czekoladowym – poezja!
Sándor namawia mnie, żebym spróbował chociaż łyczek ziołowego likieru, dla poprawy trawienia – Unicum to znany węgierski alkohol, ale do mnie jakoś nie przemawia, nawet mimo sekretnej receptury z 40 ziół i roślin. Wolę tutejsze wina, o, tutaj mam pełne pole do popisu: od tokaja po Egri Bikaver!
Receptura likieru Unicum to sekret rodziny Zwack, który przetrwał nawet okres nacjonalizacji fabryki!
Pakuję do bagażu kilka okrągłych buteleczek z likierem i sporą porcję ostrej papryki: będzie w sam raz do przyprawiania gulaszu. Szkoda tylko, że nie mogę zapakować na pamiątkę węgierskich wód termalnych…