Następny przystanek w podróżach Manuki to Słowenia: kraj niewielki, ale pełen wspaniałości. Z czego żartują Słoweńcy, gdzie rośnie najstarsza winorośl Europy i jaka tradycja rzemiosła cieszy się tu do dziś wielką popularnością?
Dober dan, Slovenija! Oto przybyłem do Lublany, gotów na odwiedziny w kolejnym europejskim kraju. W stolicy Słowenii wita mnie moja znajoma, Darka, i od razu planuje wycieczkę. Może coś przyrodniczego? Połowę terytorium kraju zajmują lasy! Może jaskinia Postojna, jedna z najpopularniejszych w Europie? Może jedno z urokliwych miasteczek? Wszystko jest do zrobienia, bo w Słowenii nigdy nie trzeba daleko jechać…
Mały wielki kraj
Tak, Słowenia to kraj, który ma wszystko w zasięgu ręki. Piękne góry i wspaniałe morze, jedno i drugie oddalone od Lublany o zaledwie godzinę drogi samochodem. Zresztą, może wybierzemy się nad morze pociągiem? Sieć kolejowa działa tutaj znakomicie, jak zapewnia mnie moja znajoma.
„Kolej nie kolej, wszędzie mamy blisko”, śmieje się Darka. Zresztą, Słoweńcy często żartują z rozmiarów swojej ojczyzny. Na przykład, że podczas konkursu skoków na mamuciej skoczni w Planicy zawodnicy powinny mieć paszport, gdyby zdarzyło im się przelecieć przez granicę. Żeby romantyczny spacer po plaży trwał odpowiednio długo, trzeba z kolei zawracać 10 razy. „Albo: kiedy w Lublanie ktoś kichnie, w Mariborze ludzie otwierają parasole!”, dodaje Darka.
Mniejsza o rozmiar kraju, spójrzcie na te widoki!
Kieliszek wina? Oczywiście!
Maribor: koniecznie musimy się tam wybrać. W tej niewielkiej mieścinie na północy kraju rośnie najstarsze pnącze winorośli w Europie wsparte o budynek w najstarszej dzielnicy miasta. Po słoweńsku winorośl ta jest znana jako „Stara trta” i nadal owocuje, zapewniając nawet sto butelek białego wina rocznie. Według badaczy, może liczyć sobie nawet czterysta lat!
Zbiór winogron z mariborskiej winorośli to tradycyjny element „winnego” festiwalu w Mariborze, czyli Old Wine Festiwal. To wielkie święto wina i kultury słoweńskiej, które odbywa się co roku, jesienią. Do atrakcji należą ludowe stroje, uliczne stragany i oczywiście mnóstwo wina do degustacji i wznoszenia toastów.
Wygląda na to, że w Słowenii wszyscy świetnie znają się na winach i ich produkcji. „Nawet hymn naszego kraju nosi tytuł Na zdrowie”, przekonuje mnie Darka. Słoweńcy chętnie piją rodzime wina, spożywając nawet 95% rodzimej produkcji. Białe, czerwone – dla każdego coś pysznego! Próbuję do lunchu kieliszek białego wina stołowego – określanego tutaj jako namizno vino – i zachwycam się. Butelka na wynos!
Jakie wina piją Słoweńcy? Wiadomo. Słoweńskie!
Pszczoły, ule, miód
Pszczelarstwo cieszy się w Słowenii wielką estymą – to jeden z najstarszych rodzajów tutejszego rzemiosła, do dziś bardzo popularny. Wśród obywateli tego urokliwego kraju (których jest w sumie dwa miliony) znajdziemy aż 90 000 pszczelarzy!
„Mój dziadek hodował pszczoły, mój tata i wujek to samo”, objaśnia Darka, dodając, że hodują tylko rodzime gatunki. Pozyskuje się dzięki temu różne rozdaje miodów – od leśnego, przez lipowy, aż po spadziowy. Darka obiecuje mi ofiarować słoiczek miodu z rodzinnej pasieki, ja rewanżuję się moim imiennikiem z Nowej Zelandii, miodem manuka.
Słoweńcy dobrze wiedzą, że o pszczoły należy dbać szczególnie troskliwie – co trzecia łyżka jedzenia na Ziemi jest zależna właśnie od pszczół i ich pracy. To między innymi z inicjatywy Słowenii obchodzimy obecnie Światowy Dzień Pszczoły, który przypada 20 maja.
Pszczelarstwo jest w Słowenii wysoce cenionym i popularnym rzemiosłem.
Żadnych problemów z doborem pamiątek. Ostrożnie pakuję do walizki troskliwie owinięte butelki wina. Do tego – równie starannie zapakowany – słoiczek miodu od taty Darki. Smakowita ta Słowenia, nie ma co mówić…