Nowa Zelandia, ojczyzna Manuki, to kraina przepięknych plenerów i zadziwiających zjawisk przyrody. Gorące źródło, które wygląda jak kieliszek szampana czy gejzery – a do tego widoki prosto z „Władcy Pierścieni”… i maoryscy wojownicy. Tym razem to Manuka nas oprowadza!
Ha, dawno mnie nie było w rodzinnych stronach! Z reguły to ja odwiedzam różne zakątki świata, ale dziś będę pełnił rolę przewodnika. Kia ora, Ewelino! Tak się witamy po maorysku. Ewelina, moja koleżanka z dalekiej Polski, przeleciała na urlop do Nowej Zelandii i poprosiła mnie o porady. Wsiadamy w samochód i ruszamy na podbój Nowej Zelandii. Zaczynamy od cudu gejzerowego, czyli Wai-O-Tapu!
Wai-O-Tapu, kraina świętych wód
Nowa Zelandia to kraj wulkanów – a w strefie wulkanicznej Taupo na Wyspie Północnej ich aktywność trwa bez przerwy od dwóch milionów lat! Dzięki wulkanom powstało także Wai-O-Tapu, co w języku maoryskim oznacza to „święte wody”: obszar pełen gejzerów i źródeł termalnych, bardzo popularny wśród turystów.
Zajeżdżamy do Wai-O-Tapu jak najwcześniej się da, żeby uniknąć tłumu odwiedzających, i od razu ciągnę Ewelinę do mojego ulubionego miejsca: gorącego źródła znanego jako „Szampańskie Pole”. Wygląda faktycznie jak wielgaśny, buzujący bąbelkami kieliszek szampana – tylko że długi na 65 metrów. Nie polecam pić ani się moczyć, temperatura wody to bowiem ponad 70 stopni…
Brzeg gorącego źródła znanego jako Szampańskie Pole
„A gejzer? Obiecałeś gejzery!”, przypomina mi Ewelina. Idziemy podziwiać ten najbardziej znany, czyli gejzer Lady Knox, odkryty stosunkowo późno, bo dopiero z początkiem XX wieku. Codziennie kwadrans po dziesiątej można zobaczyć, jak gejzer wybucha strumieniem wody wysokim nawet na 20 metrów. Prawdziwy spektakl!
Tańczący Maorysi
Wiele nazw miejsc w Nowej Zelandii to nazwy maoryskie – do dziś tym językiem biegle posługuje się prawie jedna czwarta mieszkańców. Maorysi przybyli na tutejsze wyspy setki lat temu – największa fala osadników pojawiła się na niespełna dziesięciu łodziach na początku XIV wieku.
„Powitanie kia ora można przełożyć jako bądź zdrów”, wyjaśniam podstawy maoryskiego Ewelinie. Nową Zelandię tradycyjnie określa się jako Aotearoa, czyli Kraj Długiej Białej Chmury. Bardzo to poetyckie! Inne warte zapamiętania słówko to hongi, element rytualnego powitania, kiedy ociera się nosem o czyjś nos.
Współczesny Maorys w połowie tańca haka
Kultura maoryska, przez lata zdominowana przez europejskich kolonizatorów, dziś przeżywa prawdziwy renesans. Szczególną popularność zyskał haka – powszechnie pod tym terminem rozumie się taniec wojowników, który miał na celu wystraszyć wroga. Tupiący i wrzeszczący mężczyźni w tatuażach (określanych jako moko) naprawdę robią wrażenie!
Obecnie, tańce haka wciąż stanowią część maoryskich ceremonii: to forma uhonorowania gości i podkreślenia wagi wydarzenia, od świętowania narodzin dziecka po wesela. Oczywiście, są też sporty! Słynna nowozelandzka drużyna rugby All Blacks wykonuje haka przed meczami… jestem pewien, że przeciwnicy są solidnie wystraszeni.
Witajcie w krainie… hobbitów
Jest wiele pomysłów na to, żeby zwiedzać Nową Zelandię: śladami cudów natury, śladami rdzennych mieszkańców, a ostatnio… śladami filmowców! Nowozelandczyk Peter Jackson, kręcąc filmową trylogię „Władca Pierścieni”, nie miał wątpliwości, że tylko jego ojczyzna może „zagrać” Tolkienowskie Śródziemie.
Dumne góry dookoła Gondoru, sielskie wioski hobbitów, posępne bagna i malownicze elfie lasy – w żadnym innym zakątku świata nie znajdzie się tyle różnorodnych i zapierających dech w piersiach plenerów. Wielbiciele prozy Tolkiena i jej ekranizacji od lat wytrwale tropią filmowe lokalizacje, porównując je z odpowiednimi scenami. „Ooo, to wygląda jak Rohan!”, woła Ewelina na widok górskich szczytów nad miastem Queensland.
Jednym z najchętniej odwiedzanych miejsc, które zagrały Śródziemie, jest Matamata na Wyspie Północnej: pobliska farma wystąpiła jako wioska hobbitów. Całe tłumy chętnie odwiedzają zbudowane przez filmowców domki i hobbicie norki, a potem raczą się hobbicim piwem w nastrojowej karczmie!
Jeden z hobbicich domków w Matamata
Ewelina wraca do domu z całym archiwum zdjęć z Nowej Zelandii i zachwytów nad tutejszymi plenerami. A ja czuję dumę – z piękna przyrody mojej ojczyzny i z siebie trochę też, chyba sprawdziłem się jako przewodnik!