Dolomity, znane też jako „blade góry”, to iście rajski zakątek, niezależnie od pory roku. W kolejnej podróży Manuka przemierza cały Południowy Tyrol, poznaje tutejsze legendy i… podziwia widoki.
Już od czasów mojej austriackiej wyprawy wiem, że Alpy to wspaniały kierunek wakacyjno-wypoczynkowy, ale tym razem wybieram się do wyjątkowego alpejskiego zakątka. Dolomity, pasmo górskie w Alpach Wschodnich, to duma i chwała Tyrolu, bardzo chętnie odwiedzana zwłaszcza w sezonie zimowym. Ale w Dolomitach znajdą się atrakcje nie tylko dla amatorów białego szaleństwa – co planuje mi udowodnić mój znajomy, Anton.
Ach te góry, te góry, te góry…
Tak właściwie Dolomity to nie jest jeden łańcuch górski, ciągnący się kilometrami. „To raczej grupy szczytów przedzielone rozległymi dolinami i przełęczami”, mówi mi Anton. Są przy tym absolutnie przepiękne, zresztą widnieją na liście UNESCO jako „jeden z najbardziej atrakcyjnych krajobrazów górskich świata”. Pełna zgoda!
Górskie szczyty Dolomitów zbudowane są – jak sama nazwa wskazuje – z dolomitów, a także wapieni. Można się nimi zachwycać cały rok: w sezonie letnim w Dolomity przybywają amatorzy wspinaczki i trekkingu. „Jest tu dużo via ferrata, czyli szlaków wspinaczkowych ze stalowymi linami do asekuracji”, objaśnia Anton.
Via ferrata, czyli dosłownie „żelazna droga”
Anton obiecuje mnie zabrać w okolice małego kościółka San Giovanni in Ranui w Val di Funes – to jeden z najchętniej fotografowanych widoków w Dolomitach. Chciałbym też zobaczyć najwyższy szczyt pasma, czyli Marmoladę, co za piękne określenie! „Marmolada” oznacza tutaj „błyszczący” (lodowiec na szczycie masywu pięknie skrzy się w słońcu) i pochodzi z języka ladyńskiego.
„No właśnie, wiesz, że w Dolomitach mieszka też wyjątkowa rdzenna ludność?”, zagaduje mnie Anton. Dokładniej, chodzi o Ladynów, etniczną grupę wywodzącą się ze starożytnego ludu Retów. Posługują się językiem ladyńskim (i zazwyczaj świetnie mówią też po włosku i niemiecku, jak większość Tyrolczyków) i jest ich około 30 tysięcy.
Kościółek w Val di Funes – klasyka zdjęć z Dolomitów
Nie tylko góry, ale i jeziora
Pomiędzy szczytami, w dolinach, można podziwiać dziesiątki malowniczych jezior. Majestatyczne góry odbijające się w krystalicznie czystej wodzie to gotowy kadr na widokówkę! Jedziemy z Antonem nad Lago di Misurina, jedno z bardziej znanych tutejszych jezior.
W Misurinie panuje mikroklimat wyjątkowo korzystny dla dróg oddechowych. „Kiedyś leczyłem się na astmę w tutejszym ośrodku”, wspomina Anton. „Gdy woda zamarzła zimą, jeździliśmy na łyżwach po całym jeziorze!”. Lago di Misurina gościło łyżwiarzy na igrzyskach zimowych w 1956 roku – wtedy po raz ostatni wykorzystano naturalny tor na zamarzniętym jeziorze.
O powstaniu samego jeziora opowiada legenda o kapryśnej Misurinie, córce króla Sorapissa, która chciała mieć na własność magiczne zwierciadło wróżki z Monte Cristallo. Wróżka zgodziła się je oddać, pod warunkiem, że Sorapiss zamieni się w górę ocieniającą jej ogród. Król zgodził się i zaczął przeobrażać się w górę, ale wtedy Misurina spadła w przepaść. Zanim Sorapiss na zawsze obrócił się w kamień, zdążył zapłakać nad jej śmiercią – i z tego łez powstało właśnie jezioro Misurina.
Lago di Misurina – jezioro prosto z legendy
Białe szaleństwo w Dolomitach
Zimowe ferie w Dolomitach spędzają narciarze i snowboardziści z całej Europy (i nie tylko!). Stoki o najróżniejszych stopniach trudności, starannie utrzymane trasy, piękna pogoda, łagodny klimat i tuziny ośrodków narciarskich: tutaj można do woli wyszaleć się na śniegu, niezależnie od poziomu zaawansowania w jeździe na czymkolwiek.
Docieramy do najbardziej prestiżowego resortu narciarskiego w Dolomitach: Madonna di Campiglio. Już sama nazwa mnie zachwyca, a te widoki! „To szczyt Presanella”, podpowiada Anton, który kilka razy był w okolicy na nartach. Sprawdzam folder reklamowy – tak, mają tutaj 150 kilometrów tras narciarskich.
Wiecie, w mojej ojczystej Nowej Zelandii narciarstwo nie należy do najczęściej uprawianych sportów… przynajmniej moje doświadczenie w tej dyscyplinie jest znikome. W Dolomitach do sezonu narciarskiego jeszcze daleko. Anton jest niepocieszony, on najchętniej szalałby na nartach przez okrągły rok. Mnie na razie wystarczy widok tras z daleka.
Jeden ze rozlicznych stoków w Madonna di Campiglio
Mój plan na przyszłość: podszkolić się w jeździe na nartach i wrócić w Dolomity zimową porą, chciałbym zobaczyć to wszystko w śniegu! A w międzyczasie muszę zrobić osobną selekcję zdjęć, obfotografowałem chyba z tysiąc widoczków…